'Urok pierwszej miłości polega na naszej niewiedzy, że to się może kiedyś skończyć.' - Benjamin Disraeli.
- Co ty tu robisz? - zapytał Harry gdy siedzieliśmy w Starbucks'ie jakąś godzinę po naszym spotkaniu.
Nie spodziewałam się po nim takiego zachowania. Myślałam że się ucieszy.
- Postanowiłam przylecieć do Londynu i wyjaśnić parę spraw.
Chłopak nic nie odpowiedział więc kontynuowałam.
- Cały rok zastanawiałam się czy mnie pamiętasz. Najpierw nasz kontakt był świetny i wtedy nagle się urwał. Przestałeś dzwonić, pisać. W ogóle się nie odzywałeś. Tłumaczyłam to sobie tym że nie masz czasu. Trasa, koncerty, nowa płyta. Ale gdy pisząc do ciebie nie dostawałam żadnej odpowiedzi zaczęłam sądzić że nasza znajomość na serio była tylko letnią przygodą. Prawdopodobnie, oczekiwałam zbyt wiele od mojego pierwszego zauroczenia ale czułam, że należą mi się małe wyjaśnienia. Dlatego przyleciałam. Być może jestem zbyt nachalna żądając tego od ciebie. Nie wiem. Być może ty, chcąc nie sprawić mi zawodu starałeś się utrzymywałeś ze mną chwilowy kontakt nagle go urywając mając nadzieję że zapomnę. Jednak ja nie zapomniałam. W moim sercu nadal zajmujesz bardzo ważne miejsce. 'Kto przestaje kochać - ucieka, ale kto nie może przestać - ściga.' Powiedział jakiś pisarz. Kochałam cię. Kochałam cię całą sobą. Byłeś dla mnie wszystkim. I mimo iż musieliśmy się chować czy ukrywać te parę dni, które z tobą spędziłam były najlepszymi dniami w całym moim życiu. Nigdy nie zastanawiałam się nad uczuciem, którym ciebie darzę. Nie wiedziałam co to do końca jest. Wiedziałam jednak, że jesteś dla mnie okropnie ważny. Zawsze będziesz. Myślałam że ja też jestem dla ciebie ważna. Tak mi się wydawało. Do czasu kiedy zniknąłeś. Przyjechałam tutaj aby się z tobą zobaczyć. Tęskniłam za tobą. Ale moje uczucia nie mają tutaj znaczenia jeśli ty nie czujesz tego samego. Harry, wybacz. Ja nie chcę cię zmuszać do niczego. Chcę tylko odpowiedzi. Muszę wiedzieć. Muszę znać prawdę.
Zakończyłam swój monolog co jakiś czas przerywając ponieważ dławiłam się własnymi łzami. Ciężko było mi powiedzieć na głos słowa, które już od dawna tłumiłam w sobie. Teraz już niczego się nie bałam. Nie czułam lęku, który towarzyszył mi chwilę przed naszym spotkaniem. Czułam pewnego rodzaju ulgę. Jakby kamień spadł mi z serca. Jakbym wreszcie mogła odetchnąć pełną piersią a nie tylko małymi oddechami. Z coraz większym niepokojem czekałam na odpowiedź chłopaka. Nie wiedziałam czy mnie wyśmieje czy wprost przeciwnie. On jednak jedynie westchnął. Spuścił wzrok i rękoma przetarł twarz.
- Nie wiem od czego zacząć... Bardzo chciałem utrzymywać z tobą kontakt. Jednak w miarę oddalającego się czasu naszego pożegnania ja coraz bardziej tęskniłem. Nie umiałem normalnie funkcjonować bez ciebie. Czułem się jakby ktoś zabrał mi całe powietrze które niezbędne mi było do normalnego życia. Moje serce się zatrzymało bo nie miało dla kogo bić. Menadżerowie to zauważyli i zdecydowali się na drastyczne środki. Zmienili mi numer, usuwając twój, przejęli kontrolę nad moim Twitter'em i powiedzieli że jeśli będę chciał się z tobą spotkać lub jakkolwiek inaczej skontaktować gorzko tego pożałuję. Tak cholernie chciałem cię zobaczyć. Ale miałem związane ręce. Postanowiłem inaczej zareagować. Chodziłem jak duch; bez życia. Miałem na wszystko wylane. Koncerty jakoś dawałem radę przetrwać, udając że wszystko jest dobrze. To samo na wywiadach. Zrezygnowałem za to z życia towarzyskiego. Nie wychodziłem nigdzie. Starałem się unikać gal lub innych wystawnych przyjęć. Odizolowałem się od świata zewnętrznego. Directioners niestety zauważyły że coś jest ze mną nie tak. Menadżerom udało się jednak temu zaradzić. Znaleźli mi dziewczynę. Chcieli tym udowodnić fankom, że ze mną nie dzieje się nic złego. Kazali mi grać. Miałem udawać że ją kocham i że jestem z Taylor szczęśliwy. Ale ja zaczynam mieć tego dosyć. Chcę całować ciebie a nie ją. Chcę przytulać ciebie a nie ją. Chcę chodzić za rękę z tobą a nie z nią. Chcę być z tobą a nie z nią. Marissa, zawsze będziesz najważniejszą dziewczyną w moim życiu. Nikt, ani nic tego nie zmieni. Nie wiem jak mam zaradzić temu całemu choremu związkowi. Nie mogę z nią zerwać bo nawet nie jesteśmy razem. Ja naprawdę nie wiem co robić. Kocham się Marissa, niczego innego nie jestem w stu procentach pewny.
Wpatrywałam się w niego z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem ale i szczęściem. Wytarłam mokre policzki i zapytałam cicho:
- Naprawdę?
Chłopak pokiwał twierdząco głową. On mnie kochał. Nadal. Mimo iż minął rok.
- Ale nie wiem czy ty kochasz mnie.
- Kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo - powiedziałam lekko uśmiechając się przez łzy.
- Chciałbym cię teraz pocałować ale nie mogę - powiedział szeptem przez co ja poczułam lekkie ukłucie w sercu.
- Wiem.
Spuściłam wzrok. Harry głośno westchnął ale po chwili wstał i wyciągnął w moją stronę rękę.
- Chodź.
Nie pytałam gdzie i po co. Po prostu złapałam jego dłoń i razem z nim wyszłam z lokalu. Znajdując się na ruchliwym chodniku rozluźniliśmy uścisk. Nie mogliśmy przecież chodzić jak para skoro nią nie byliśmy.
Skręcając za rogiem, Harry wyjął z kieszeni kluczyki od samochodu i otworzył nimi drzwi swojego czarnego Audi R8.
Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy z piskiem opon.
- Gdzie jedziemy? - moja ciekawość nie wytrzymała i musiałam zadać to pytanie.
- Do mnie - odpowiedział szybko lekko się uśmiechając.
Na mojej twarzy również zagościł minimalny uśmiech. Chwilę przyglądałam się chłopakowi a potem skierowałam swój wzrok na okno. Mijaliśmy mnóstwo wysokich wieżowców ale z każdym kilometrem ich liczba zaczęła się zmniejszać aż w końcu ich miejsce zajęły domy jedno lub wielorodzinne.
Po paru minutach Harry skręcił w jakąś boczną uliczkę, w której znajdowały się piękne i luksusowe wille zupełnie jak na mojej ulicy w Nowym Jorku. Samochód zatrzymał się na podjeździe jednego z takich domów.
Wysiedliśmy z samochodu i dopiero wtedy mogłam w całej okazałości zobaczyć miejsce zamieszkania chłopaka o kręconych włosach.
Był to wielki biały budynek o płaskim dachu. Od ulicy odgradzał go wysoki kamienny mur. Dom miał wiele okien a wejść do niego trzeba było przez dębowe drzwi, które otwierały się na dwie strony. Miejsce przed budynkiem wyłożone było granitowymi płytami.
Harry pociągnął mnie za rękę w stronę wejścia. Gdy już znaleźliśmy się w środku, Loczek dokładnie zamknął za nami drzwi. Ruszyłam za nim do salonu.
Położyłam torbę na kanapie a gdy tylko się odwróciłam poczułam ciepłe usta chłopaka na moich wargach. Lekko zdziwiona ale szczęśliwa odwzajemniłam pocałunek. Z każdą sekundą stawał się on coraz bardziej zachłanny. Chłopak sprytnie odwrócił moje ciało tak że opierałam się plecami o ścianę. Odsunęliśmy się od siebie ciężko oddychając. Nadal stykaliśmy się czołami. Patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Przygryzłam dolną wargę i spuściłam wzrok.
- Wybacz, musiałem - szepnął mi do ucha i odszedł.
Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Zawsze tak się działo gdy był zbyt blisko.
Podążyłam za nim do kuchni i nie pozostając mu dłużna wpiłam się w jego usta. Oderwałam się od niego i z chytrym uśmieszkiem powiedziałam:
- Wybacz, musiałam.
Zostawiłam zdezorientowanego chłopaka w kuchni i po zabraniu mojej torebki z salonu opuściłam jego dom.
- Już jestem! - krzyknęłam w głąb mieszkania państwa Atkin'ów. Była godzina siedemnasta.
W korytarzu pojawiła się Lou.
- I jak? - zapytała kobieta po przwitaniu.
Westchnęłam i za rękę zaprowadziłam ją do salonu. Usiadłyśmy na kanapie a ja opowiedziałam jej i Tom'owi całą historię. Zacząwszy na wyjaśnieniach w Starbucks'ie a skończywszy na moim spektakularnym wyjściu. Po długiej rozmowie i zjedzeniu kolacji skierowałam się do mojego pokoju marząc jedynie o pójściu spać. Przypomniało mi się, że obiecałam zadzwonić do Jus'a i zdać mu relację z dzisiejszego dnia. Także czekała mnie kolejna konwersacja wyjaśniająca moje spotkanie z Harry'm.
Justin powiedział mi abym uważała i nie dała się zakręcić wokół palca. Byłam mu wdzięczna za takie rady jednak sama też umiałam za siebie zadbać.
Zakończyłam połączenie i na pół przytomna skierowałam się w stronę łazienki. Wzięłam szybki prysznic i po wykonaniu reszty wieczornej toalety wskoczyłam do łóżka i zasnęłam niczym małe dziecko.
~*~
Rozdział jest tak beznadziejny i tak do dupy jak chyba jeszcze żaden. Chciałam to opisać lepiej i plan ich rozmowy miał być w ogóle inny. Wyszło jak wyszło. Wybaczcie. Dodałam tą notkę tylko ze względu na Wasze prośby. Przepraszam jeszcze raz. Postaram się poprawić, chociaż straciłam jakąkolwiek wizję na dalsze rozdziały. Jeszcze parę dni temu miałam w głowię całe życie Marissy i Harry'ego a teraz, nic. Może wena nawiedzi mnie w najbliższych dniach. Mam nadzieję. Postaram się coś wykombinować, trzymajcie kciuki.
Gorąco Was pozdrawiam, Aga - @stylesplanetx x
WCALE NIE JEST DO DUPY! NAWET TAK NIE MÓW! Ten ich dialog był taki piękny i uroczy, ale czemu do cholery ona wyszła z jego domu! CZEMU? :C Czemu oni muszą siebie tak ranić? :(
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuńten rozdział jest świetny! Bardzo mi się podoba :P
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ JEST ZAJEBISTY JAK ZAWSZE <3
OdpowiedzUsuńjaki beznadziejny ? jest cudooowny <3
OdpowiedzUsuńaww spotkali się nareszcie
nie lubię moedestu -.- oni zawsze rujnują co najgorsze -.-
mam nadzieję, ze jeszcze jakoś się spotkają i będzie happy :D
czekam na następny xx
Podoba mi się rozdział. W końcu się spotkali. Jednak nie powiem, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Mam nadzieję, że wena przyjdzie do Cb i wyjaśnisz to wszystko. Nie mogę się doczekać, co bd pomiędzy nimi, co zrobi modest. Dodawaj szybko nowy. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, @WorldWithMagic
Beznadziejny ?! Chyba śnisz ! Jest boski <3 Świetnie to wszystko opisałaś. awwww ;3 Niech oni już będą razem..
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;***
Świetny!!! *.* czekam na nastepny ;)
OdpowiedzUsuńCudny rozdział! Życzę weeny :)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do The Versatile Blogger Award przeze mnie.
OdpowiedzUsuńWięcej tutaj : http://rockmebebe.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blogger-award.html