Liczba wyświetleń

poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział 4 - 'Ja nie chcę psuć naszej przyjaźni jednym, głupim błędem'

Szliśmy chodnikiem wygłupiając się i smiejąc donośnie. Z daleka zobaczyłam dziesiątki wypuszczonych kolorowych balonów. Od razu wiedziałam że jesteśmy już blisko. Złapałam Chris'a za rękę i pociągnęłam w stronę ogromnego namiotu i sąsiadujących z nim atrakcji. Stanęliśmy przed takim jakbym łukiem przy którym stała budka w której kupowano bilety i ustawiliśmy się w kolejce. Kupiliśmy po bilecie i weszliśmy na wielki teren z mnóstwem różnych kolejek, trampolin i innych dmuchawców. W powietrzu czuć było watę cukrową i popcorn. Uwielbiałam te zapachy. Wokół biegały i śmiały się dzieci, a rodzice nie mogły za nimi nadążyć. Usłyszeć można było wiele najróżniejszych odgłósów. Od zbijanych kulek przy pobliskim stoisku przez płacz dopiero co wywróconego dziecka aż po trąbę słonia z namiotu.
Nie wiedziałam gdzie najpierw pójdziemy. Spojrzałam wyczekująco na Chris'a i jego nie wyraźną minę jakby szukając tam pomocy.
- Co chcesz robić? - zapytałam.
- A ty? To twoje urodziny - odpowiedział Christopher.
- Nie każ mi wybierać, zdecyduj za mnie - powiedziałam i walnęłam go lekko w ramie.
- W takim razie... Jeśli dajesz mi wolną rękę... Chodźmy tam! - krzyknął i wskazał palcem na 'Dom dziwów'.
- Okej!
Weszliśmy do środka i pierwszą osobą którą zobaczyliśmy była kobieta z brodą od której Chris wziął autograf. Wyjaśnił to krótkim:
- Nie wiem kiedy będę miał okazję znowu ją poznać.
Przewróciłam teatralnie oczami i poszliśmy dalej. Zobaczyliśmy najmniejszego i największego człowieka świata, największą pizzę oraz 12-metrowy kubek z kawą. A na tym nie koniec był tam również kolorowy niczym tęcza koń, mężczyzna rzucający rzutkami do celu z zakrytymi oczami (o dziwo zawsze trafiał), największa marchewka i najstarszy długopis.
Po jakiejś godzinie wyszliśmy z owego 'Domu dziwów' i podeszliśmy do budki z popcornem. Kupiliśmy dwa duże i weszliśmy do kolorowego namiotu w którym miał być cyrk. Weszliśmy po schodach na widownię i zajęliśmy wolne miejsca. Chwilę trwało zanim wszysycy ludzie weszli do środka ale gdy tylko to się stało wejście zostało zasłonięte a światła skierowane na wchodzące na arenę zwierzęta...

- To był wspaniały dzień - powiedziałam gdy wracaliśmy już do mojego domu. - Dziękuje - uśmiechnęłam się lekko do kolegi.
- Nie ma za co, cieszę się że ci się podobało - odwajemnił uśmiech Chris. - Może to kiedyś powtórzymy.
- Pewnie!
Stanęliśmy przed wejściową bramą do mojego domu.
- Może wejdziesz? - zaproponowałam wskazując kciukiem za siebie.
- No nie wiem... - powiedział chłopak drapiąc się za uchem.
- Nie daj się prosić, chodź! - rzekłam i pociągnęłam Christophera za rękę.
Lekkim truchtem dobiegliśmy do drzwi. Otworzyłam je sprawnym ruchem i pełna najlepszych myśli weszłam do środka. Ale co tam zastałam kompletnie mnie zdziwiło. Stanęłam jak wryta w korytarzu. Po moim domu chodziło pełno nieznanych mi osób mniej więcej w moim wieku. Tańczyli, pili, bawili się i o dziwo nikt nie zauważył że weszłam. Przecisnęłam się przez tłum nastolatków do kuchni ciągnąc za sobą Chris'a. Miałam szczęscie że znalazłam tam mamę i tatę. Stanęłam przed nimi i położyłam ręce na biodrach.
- Mamo, tato, kim są ci ludzie?! - zapytałam.
- Jak to kim? To twoi znajomi z przedszkola - wyjaśniła mama nasypując do miski chipsów. Zachowywała się jakby to była oczywistość.
- Mamo ile ja według ciebie mam lat? - zapytałam powoli.
- Osiemnaście dzisiaj.
- No właśnie a kiedy chodziłam do przedszkola?
- Jakieś piętnaście lat temu - wtrącił tata.
- No właśnie, nie widziałam tych osób piętnaście lat, połowa z nich nie zna pewnie mojego imienia a właściwie wszyscy z nich w czasach mojego dzieciństwa nie lubili mnie, ba! Oni mnie nienawidzili!
- Kochanie, nie jest tak źle, wydaje ci się - machnęła ręką moja rodzicielka.
- Mamo, pamiętam ten czas jak żaden inny, doskonale wszystko pamiętam! - powiedziałam, byłam bliska załamaniu.
- Marissa - powiedział wolno Chris odwracając mnie do siebie. - Nie przejmuj się tym, to twoje urodziny, baw się!
- Twój kolega... - zaczęła mama.
- Chris - wyjaśnił chłopak.
- Twój kolega Chris ma rację, idź się ładnie ubierz i wracaj tu do nas - rozkazała mama i popchnęła mnie lekko w stronę schodów.
Byłam na rodziców mega wściekła ale poszłam do góry. Tam również roiło się od 'moich dawnych kolegów'. Weszłam do mojego pokoju który chyba moi rodzice zabezpieczyli przed gośćmi jako jedyny. Zamknęłam się na klucz i weszłam do garderoby. Podeszłam do manekina na którym zawiesiłam sukienkę od Zary. Delikatnie zsunęłam ją z manekina, zabrałam ukochane czarne sandałki i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i równie szybko wysuszyłam włosy. Ubrałam sukienkę, buty a z toaletki zabrałam metaliczne kolczyki sięgające do połowy szyji a także diamentową szeroką branzoletkę. Wróciłam do łazienki gdzie umalowałam się dość mocno a także zakręciłam włosy na lokówkę. Dwa pojedyncze pasma z dwóch stron twarzy zabrałam i zapięłam z tyłu srebrną spinką. Przeglądając się w lustrze stwierdziłam że wyglądam jak przystało na 18-latkę. Pełna radości biegłam na dół gdzie czekał na mnie Chris. Wyciągnął w moją stronę dłoń a ja złapałam ją niepewnie. Chłopak pomógł mi zejść, przytulił i wyszeptał:
- Wyglądasz pięknie.
Jego ciepły oddech na mojej szyji przyprawił mnie o zawrót głowy, miałam szczęście że w porę się ogarnęłam bo byłoby ze mną słabo. Wzięłam przyjaciela pod rękę i ruszyliśmy na zewnątrz gdzie rodzice cudownie przystroili ogród. Była tam masa lampionów i światełek, tworzyły one fantastyczny nastrój. Byłam z nich dumna. Szkoda tylko że po osiemnastu latach się zorientowali że mają córkę.
Podeszliśmy do moich rodziców gdzie od razu wpadłam w ich ramiona.
- Dziękuje. Mimo że nie znam tych osób a one pewnie nie znały mnie wiem że chcieliście dobrze - wydukałam.
- Przepraszamy, trochę się zapuściliśmy w rodzicielstwie - powiedział tata.
- Postaramy się poprawić - obiecała mama. - A teraz idź się bawić, to w końcu twoje urodziny.
Podeszliśmy do stołu zastawionego po same brzegi różnymi smakołykami zabierając z niego po kawałku ciasta. Niestety zanim Chris zdążył ugryźć słodycz podeszły do nas dwie blondynki. Właściwie nie do mnie tylko do mojego kolegi. Zaczęły mu proponować żeby poszedł z nimi potańczyć ale chłopak nie wykazywał zainteresowania.
- No idź - powiedziałam przewracając oczami.
- Dzięki Marissa - rzekł sarkastycznie przyjaciel odciągany od stołu przez 'moje koleżaneczki'.
- Nie ma za co! - krzyknęłam za nim.
Odwróciłam się w stronę stołu i dokończyłam moje ciasto. Podeszłam do barku i usiadłam na wysokim krześle.
- Jakiegoś drinka - rzuciłam do barmana.
- Obojętnie? - zapytał.
- Tak, obojętnie - westchnęłam.
- Marissa prawda? - zagaił barman.
Nie miał więcej niż dwadzieścia parę lat. Miał kasztanowe włosy z grzywką zaczesaną na prawy bok.
- Tak - odparłam bez namysłu.
- To wszystkiego najlepszego - odpowiedział i podał mi neonowy napój.
- Dzięki...
Upiłam łyk z szklanki i od razu olała mnie gorąca fala a w głowie lekko się zakręciło. Wiedziałam że mam słabą głowę i nie powinnam pić bo to by się źle skończyło. Odsunęłam więc drink na drugi plan i odwróciłam się na krześle. Zdałam sobie sprawę że nikt mi do tej pory nie złożył życzeń. Nikt! Nie byłam też do końca pewna czy zgromadzeni tu ludzie wiedzą po co tu w ogóle są. Westchnęłam ciężko bo co innego zostało mi do zrobienia. Byłam naprawdę wdzięczna rodzicom za to co zrobili i jak bardzo się starali żeby wszystko wyszło najlepiej jak mogło ale ja nadal nie czułam że jest to to co ja chcę. Wolałabym spędzić te urodziny tylko w najbliższym gronie, bez 'fajerwerków'. Wstałam z krzesła i ruszyłam głębiej w ogród. Miałam szczęście że nikogo tam nie było. Usiadłam na huśtawce i podciągnęłam nogi pod brodę. Na niebie migotały miliony gwiazd a najbardziej widoczny był jednak księżyć. Był w pełni co czyniło go jeszcze piękniejszym. Nawet nie zorientowałam się kiedy obok mnie zjawił się Chris.
- Tutaj jesteś... Szukałem cie - powiedział chłopak.
- Byłam tutaj...
- Czemu się nie bawisz z innymi?
- Nie znam ich, więc jak mam się z nimi bawić? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Ale to twoje urodziny, powinnaś tam królować a nie zaszywać się w kącie.
- Ja nie czuje żeby to były moje urodziny, myślę że to tylko jakaś dyskoteka w zapchanym klubie nocnym, ja nad tym nie mam żadnej władzy.
- No chodź - powiedział i wstał.
- Gdzie? - zapytałam niepewnie ale wstałam.
- Idziemy na spacer, nie ma sensu siedzieć tu skoro i tak się nie bawimy. Zabieram cię na gorącą czekoladę.
Było to najsensowniejsze zdanie które dzisiaj usłyszałam. Już bardziej pewnie złapałam chłopaka za rękę i ruszyliśmy wolnym krokiem. Chris prowadził mnie a ja ciągnęłam się za nim. Przecisnęliśmy się przez tłum nastolatków i wyszliśmy z domu. O wiele bardziej cieszyła mnie perspektywa spędzenia wieczoru z moim przyjacielem Christopher'em niż z grupą kompletnie nieznanych mi osób. Z kroku na krok czułam się bardziej swobodnie przy nim. Wiedziałam że mogę mu zaufać a on nie zdradzi mnie. Czułam się przy nim bezpiecznie. Zdecydowanie jest moim przyjacielem.
Skręciliśmy w boczną uliczkę a z dala widać było światełka wiszące na rynnie kawiarenki. Weszliśmy do środka i zajęliśmy stolik przy oknie. Chris zamówiłn dwie gorące czekolady z podwójną bitą śmietaną i dwie szarlotki na ciepło.
- Mogę zadać ci pytanie? - zapytał po chwili intensywnego myślenia.
- Oczywiście.
Chłopak westchnął głośno i zaczął:
- Naprawdę chcesz wyjechać do Londynu?
- Tak, jestem tego pewna. Czuje że mogłabym tam zacząć od nowa. Kompletnie od zera i z czystą kartką.
- Kiedy masz zamiar wylecieć?
- Jak najszybciej.
- Rozmawiałaś o tym z rodzicami?
- Nie rozmawiałam.
- Może jednak powinni wiedzieć? Szczególnie teraz kiedy uważasz że zaczęli się martwić o ciebie.
Spojrzałam w bok i przymknęłam oczy.
- Nie wiem... Myślisz że ich to obchodzi?
- Są twoimi rodzicami, muszą wiedzieć.
- Nie sądzę żeby byli zainteresowani.
- Marissa oni cię kochają chyba o tym wiesz zwłaszcza po dzisiejszym dniu.
- Wiem i ja też ich kocham ale mój wyjazd nie jest ich sprawą - powiedziałam dość ostro.
- Jest! Jest bardziej ich sprawą niż kogokolwiek innego! Nie możesz tak nagle z dnia na dzień zniknąć bez jakiegokolwiek wyjaśnienia.
- Chris... Proszę nie każ mi teraz o tym myśleć, to moje urodziny...
Chłopak westchnął, złapał mnie za ręce i powiedział patrząc prosto w oczy:
- Obiecaj że im powiesz jak będziesz wyjeżdżała.
- Obiecuje - rzekłam i ścisnęłam mocniej jego dłoń.
- Dziękuje, o to mi chodziło.
Wzięłam do ust kawałek szarlotki i zaczęłam nad tym intensywniej myśleć. Wiedziałam że oni powinni wiedzieć. W końcu są moimi rodzicami. Mimo że dopiero teraz sobie o tym przypomnieli kochałam ich każdego dnia. Byli dla mnie jednymi z najważniejszych osób na świecie. Marzyłam by spędzić z nimi chociaż jeden dzień i poczuć jak to jest mieć rodziców. A teraz kiedy się otrząsnęli z tego transu jakoś mi na tym nie zależy... Szkoda że teraz gdy jestem pełnoletnia i tak jakby 'nie potrzebuje już rodziców' oni chcą nimi być. Cieszę się że w ogóle sobie przypomnieli no ale trochę już za późno...

Wyszliśmy z kawiarenki i ruszyliśmy ulicą w stronę mojego domu.
- Fajnie że chociaż z tobą mogłam spędzić miłe chwile - uśmiechnęłam się do chłopaka przyjaźnie.
- Nie ma za co. Jestem twoim przyjacielem. Pamiętaj o tym - rzekł Chris i przytulił mnie do siebie.
- Pamiętam i jestem pewna że nie mogłam lepiej trafić - powiedziałam i zachichotałam pod nosem.
- No ba! Przecież ja jestem cudowny! - zaśmiał się chłopak i zakręcił wokół własnej osi.
- A do tego mega skromny! - krzyknęłam i dorównałam mu kroku.
- Ale za to mnie kochasz - odrzekł czarująco się uśmiechając chłopak.
Przewróciłam teatralnie oczami i wskoczyłam na krawężnik. Udając że balansuje na linie ostrożnie stawiałam krok po kroku.
- Normalnie mistrzyni! - pochwalił mnie przyjaciel.
- Haha! No wiem! Z tym czymś trzeba się urodzić - powiedziałam i wskazałam na siebie.
- I kto tu jest skromny do bólu?
- Ty!
- Nie bo ty! - pokazałam mu język i odbiegłam kawałek do przodu.
Chris był jednak na tyle szybki i zwinny że dogonił mnie, wziął na ręce i zakręcił dookoła.
- Puść mnie idioto! - krzyknęłam gdy chłopak po parunastu sekundach nadal trzymał mnie w objęciach.
- Nigdy!
- Dlaczego?!
- Bo nie!
- To nie jest wytłumaczenie!
Christopher nie wypuścił mnie ale przynajmniej przestał mną kręcić. Postawił na ziemi i nadal trzymając w ramionach spojrzał w oczy. Przez chwilę czułam że tracę świadomość bo jego oczy zahipnotyzowały mnie na tyle że nogi się pode mną ugięły. Chris niebezpiecznie zbliżał swoją twarz do mojej i byłam niemal pewna że zaraz mnie pocałuje. Nie chciałam tego. To mogło zniszczyć naszą przyjaźń a tego za nic w świecie nie chciałam. Dopiero zyskałam przyjaciele a mam go stracić przez głupie zauroczenie? Nie, nie, nie. Nie dopuszcze do tego. Wysunęłam się więc z jego objęć na tyle delikatnie aby nie uznał tego zbyt ostro. Przyjaciel westchnął głęboko i spuścił wzrok.
- Przepraszam, nie powinienem...
Zamknęłam oczy i odwróciłam głowę.
- Nie... Nic się nie stało. Uznajmy że tego nie było... Widzisz... Ja nie chcę psuć naszej przyjaźni jednym, głupim błędem.
Christopher przetarł sobie twarz dłonią i przytulił mnie do siebie.
- Masz rację. Nie pomyślałem o tym. Nie było tego.
Mój kolega wypuścił mnie z objęć, zdjął z siebie bluzę i założył mi na ramiona. Posłałam mu jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów i pocałowałam w policzek.
- Dziękuje.

- Chris... - zaczęłam gdy staliśmy przed moim domem. - Wiem że to może głupio zabrzmieć ale mogłabym u ciebie zanocować? Nie mam ochoty wracać do domu i tłumaczyć rodzicom gdzie byłam i co robiłam, szczególnie teraz kiedy impreza tam na pewno się nie skończyła. Wolę zrobić to rano. 
- Pewnie że możesz! Nie ma problemu. Zamówię taksówkę.
Christopher odszedł na bok i wyciągnął telefon z kieszeni. Ja również wyjęłam swój i napisałam sms-a do mamy: 'Nie martwcie się o mnie. Wrócę rano do domu. Przenocuje u Chris'a.'
- Taksówka zaraz będzie - powiedział chłopak podchodząc do mnie.
- Super, napisałam do rodziców sms-a z wyjaśnieniem.
- To dobrze, niech się nie martwią.
Podjechała taksówka. Chris otworzył mi drzwi a ja wsiadłam do środka.

Podjechaliśmy pod jednopiętrowy dom znajdujący się po drugiej stronie Nowego Jorku. Sprawiał wrażenie bardzo rodzinnego i taki pewnie był w rzeczywistości. Wysiedliśmy z taksówki i podeszliśmy do drzwi. Christopher wyjął z kieszeni klucze i otworzył nimi drzwi. Po cichu weszliśmy do środka w obawie żeby nikogo nie obudzić i równie cicho zdjęliśmy buty.
- Pokażę ci twój pokój - szepnął chłopak i gestem ręki wskazał abym poszła za nim.
Podążając korytarzem doszliśmy do jednych z drzwi. Weszliśmy do środka a ja zapaliłam światło.
- Przyniosę ci jakieś rzeczy na przebranie - zaoferował kolega i znikął za drzwiami.
Ja w tym czasie usiadłam na łóżku i zdjęłam z siebie całą biżuterię. Akurat gdy wyciągałam z ucha drugiego kolczyka do pokoju wślizgnął się Chris. Podał mi czarne dresy i białą koszulkę, ucałował w policzek i powiedział:
- W łazience znajdziesz to czego potrzebujesz. Jeśli będziesz mnie szukać jestem w pokoju obok.
- Okej - odpowiedziałam a gdy brązowowłosy chciał opuścić pokój dodałam: - Dziękuje.
On tylko uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia. Przebrałam się w otrzymane rzeczy i weszłam do łazienki. Znalazłam tam mleczko do demakijażu i czym prędzej zmyłam tonę make up'u jaki miałam dziś na twarzy. Wróciłam do pokoju i wskoczyłam do łóżka gdzie od razu zasnęłam...

~*~
Witajcie kochani po jakże długiej przerwie :\ Przepraszam Was za to bardzo, bardzo, bardzo! Obiecuję się poprawić, chociaż to nie będzie takie łatwe :\ Chciałam Wam tak długi odpoczynek wynagrodzić mega długim rozdziałem i mam nadzieję że mi się udało :D A więc co sądzicie miśki? ^^ Bardzo mnie to ciekawi :) Pozdrawiam i do następnego! Agata - @horalek4ever xx